sobota, 24 lipca 2010

Niemożliwości.

Ona
nie była frywolna.
Powieki podnosząc
z wolna,
W pół zatrzymała firanę
rzęs, aby nieznane
zakryć tajemnice.
On
pragnął być księżycem,
by musnąć zarys skroni,
by spocząć na jej dłoni,
w dół promieniem podążyć.
Oni
-wszak księżyc musi krążyć,
Więc wiecznie oddaleni,
samotni, niespełnieni.



środa, 7 lipca 2010

Sunia.



Już widzę jak biegniesz
po zielonych łąkach.
Jak mami cię motyl,
jak wabi biedronka.
A wiecznie zielona,
trawa mokra rosą,
kosą nieskażona,
gdzie anioły boso
chodzą zadumane.

A nad tym dywanem,
twe miodowe oczy.
Ciepłe i wilgotne
tylko chochlik droczy
się ze mną i błyszczy
w kacie prawym oka.
Witaj mniejszy bracie-
szepnie Bóg z wysoka.