piątek, 5 grudnia 2008

Talerz.


słyszę

pukanie

zimnem i głodem

w drzwi za którymi

obojętność chłodem

żaluzje spuszcza

ja dla nich jestem!

czemu nie wpuszcza

się

ich do pokoju?

pode mną obrus

biały

zapach siana

w dali choinka

blaskiem rozedrgana

odeszli

cisza

podaję pustkę

na kolację

główne danie

łyżka skrobie

zgrzytem

wybacz Panie

Pan karp.

Pan karp to jest taka ryba

Co najwięcej z rybek chyba,

Jest do głosu dopuszczany

Jazgot czyniąc niesłychany.

Bo

Na wigilii często gości

Więc do głosu sobie rości

Wszelkie prawa i gadaniem

Się napawa niesłychanie.

Bo

Jest już tak na całym świecie

Chyba wiecie. Nie? Nie wiecie?

Każdy na śmierć prowadzony

Do głosu jest dopuszczony.

I

Ostatnim słowem raczy

Tych dla których to coś znaczy.

niedziela, 9 listopada 2008

święcie przekonana


Była sobie jedna kura.

Świat?Podróże?Nie!Nie znała.

Z głową ciągle pochyloną

po podwórku se grzebała.

Tutaj ziarnko,a tam trawka

(może nawet być marycha).

Czasem trafił się robaczek-

ot wspaniała to zagrycha.

Zagrzebana w ziemi kura

raz trafiła do doniczki.

Patrzy.Trawa!!Jaka ładna!!

Zapłonęły jej policzki.

Nie minęła jedna chwila..

trawka znikła.Kura płonie.

Widzi księżyc,widzi gwiazdy.

Unosi się na nieboskłonie.

Patrzy.Kwiaty.Ich kolory

zachwyciły ją dosadnie.

Patrzy tęcza,trawa,woda.

Ach jak ładnie,ach jak ładnie.

Tak na naszym pięknym świecie

artystycznie się skupiła,

że jajeczka ,kolorowe

po cichutku urodziła.

Są pisanki,są kraszanki

piękne ,krągłe ,kolorowe.

Lecz z nich wyszły se kurczaki

tak jak kura głupie ,zdrowe.



jeszcze raz


Pan karp to jest taka ryba ,

Co najwięcej z rybek chyba

Jest do głosu dopuszczany

Jazgot czyni niesłychany

Bo

Na wigilii często gości

Więc do głosu sobie rości

Wszelkie prawa i gadaniem

Się napawa niesłychanie.

Bo

Jest już tak na całym świecie

Chyba wiecie.Nie?Nie wiecie?

Każdy na śmierć prowadzony

Do głosu jest dopuszczony.

I

Ostatnim słowem raczy

Tych dla których to coś znaczy.




trzy po trzy

Była sobie gwiazdka mała
się w księżycu zakochała.
Taki piękny ,taki duży
ktoś na ziemi szeptał czule,
więc wybrała cel podróży:
Układ - słońce i wogóle.

Lata świetlne?-mgnienie oka
gwiazdka pędzi na spotkanie,
myśląc-jak on spojrzy tak z wysoka...
i już sie w kolankach łamie.

Trwa do dzisiaj podróż smutna,
gwiazda za księżycem biega.
Bowiem prawda jest okrutna:
czy ktoś kochał kiedyś piega?





Po co?

Po co człowiekowi mucha?
By mu latać koło ucha,
By się nie bał wielkiej ciszy,
bo ot,właśnie bzyk,bzyk słyszy.

Po co człowiekowi mucha?
By pikować do talerza,
gdy samotnie zupę zjada,
ot ma sie dziś komu zwierzać.

Po co człowiekowi mucha?
Gdy ciśnienie temu spada,
rusza w bój i do ataku
200/140
a muszeńka krzyczy:Biada!!!!!

Więc wy tu nie narzekajcie
mucha była jest i będzie.
Na dodatek to maleństwo
wejdzie WSZĘDZIE,oj...wszędzie.




Nie ten czas nie ta pora.

była sobie pewna żaba
tak wesoła ,że tej żabie
dano miano szerokousta
no i ona w swym powabie
korzystając ,jesień przyszła,
że bociany odleciały
poszła w tango ,ot szalona,
aż jej usta sie tak śmiały

hi hi hi

Biedna jednak zapomniała
w swej ochocie frywolności,
że gdy przyjdzie bura jesień
po niej zima wnet zagości.

oj oj oj

Cóż ,że chęci ma zaszaleć,
już nie boi sie bociana...
ot,popadła w odrętwienie
w zimie u żab rzecz to znana.

ech ech ech

niedziela, 2 listopada 2008

Głowo moja

Głowo moja, tyś taka gorąca, szalona.
Gejzerem pomysłów od wczoraj wybuchasz.
Czy moje są, czy twoje- to prawda znikoma,
Boś głupia, naiwna tylko serca słuchasz.
Ubierasz obrazy w barwy z sukni tęczy,
Rozświetlasz je słońcem i rozmywasz deszczem.
Żadna mrzonka dość krucha ciebie nie umęczy,
Bo serce tak wali i woła wciąż - jeszcze.

Głowo, ach głowo, tyś taka szalona.
Co jeszcze wymyślisz, jaką chęć wyzwolisz,
Zanim ten dzień pomału swym zachodem skona?
Na jakie pragnienie sobie dziś pozwolisz?
Stańże nad przepaścią snu tak kamiennego,
By mogło odpocząć i serce znużone.
Nie otulaj marzeniem towarzysza swego.
Śpij serce, śpij głowo, nie wszystko stracone.

Jestem.


Jestem stara jak matka ziemia.

Bruzdami pól poorało się moje czoło.

Ludzienki w skwapliwości swojej, mróweczki malutkie, pracowicie zaorały je w nadziei, że coś wydrą.

Słońce moich oczu dawno zaszło. Próżno szukać w nich życia.

Lasy włosów przetrzebione troską nie nakarmią zachwytem.

Jestem jak stara matka ziemia. Nie wydam na świat niczego i nikogo, okaleczona , w obawie ,że sczeznąć temu przyjdzie .

W powietrzu obojętności.

wtorek, 21 października 2008

***


widziałam ciemność

w kącie, której stały

znaki zapytania,

lecz nie powiedziały

zdań,ani moje

ani twoje usta

patrz jak bezkresna

między nami pustka



chciałam zapełnić

krzykiem ciszę

ten łzą spłynął

tak ciężką,że

wciąż dotąd słyszę

jej głuchy łoskot

obrzmiały powieką

rozmazany wargami

ty tak blisko-daleko

sobota, 18 października 2008

Mała..

Cóż mała, nie chcą cię w tym domu.

Musisz nauczyć się odmierzać ból małymi łykami.

Powoli, by się nie zachłysnąć.

Popatrz mała, przez tę ściśniętą krtań nie przedostanie się
krzyk mimo, że z każdym haustem spazmatycznie wciąganego powietrza i każdym
łykiem porcjowanego bólu nabiera on wielkiej mocy.

Za to w twojej głowie tysiące bębnów rytmicznie odmierza
krok wielkiej przegranej.

Zziębniętą dłonią chłodu nieobecności, dotykając czoła
starasz się uciszyć dźwięki.

Jesień już.

A orkiestra gra dalej.

czwartek, 16 października 2008

Panie P.

Choć nie ma miejsca w mym pokoju,
proszę niech wejdzie pan, panie P..
Buty zostawi w przedpokoju,
wszak nie jest tutaj aż tak źle.

Niech pan usiądzie - gdzież me maniery.
W moim pokoju taki bałagan.
Tu niedopałki, stare papiery,
na meblach, książkach ciągle kurz siada.

Pająk w spokoju swe nici przędzie,
pościel na łóżku się skuliła.
Szarość półmroku panuje wszędzie,
żarówka dawno sie spaliła.

Ubrany w smutek i szare zmęczenie,
próżno wyciągasz z tego płaszcza dłonie.
Próżno ugasić chcesz swoje pragnienie.
Wszak w mym pokoju już światło nie płonie.

Pusta karafka na brudnym stole,
z radia nie zabrzmi nigdy muzyka.
Na starym dywanie, który zjadły mole,
tupot stóp życia pomału zanika.

Już pan wychodzi, panie P.?
Tak po cichutku i tak skrycie?
Wszak nie jest tutaj aż tak źle,
przecież to moje własne życie.

Rozmowy z palcem lewej nogi.

wtorek 6:45

Dzisiaj rano rozmawiałam z moim czwartym palcem lewej nogi.
Był taki drobny.Patrząc na niego z wysokości swojego wzrostu
zastanawiałam się skąd tyle smutku i rezygnacji w tak małym bycie.
Kierowana odruchem współczucia zapytałam: - Co sie stało?
_ Bo,bo..
- Bo?
- Bo dzisiejszej nocy nie dotykałem JEGO nogi.

wtorek 6:46

Takie zimno na dzień dobry.
Taki smutek na dzień dobry, mający prastare źródło w dalekiej przeszłości.
Wydaje się,że źródło wyschło, ale czasem rankiem tryska jedną kroplą, która spływa łzą
po policzku.
Trzeba przebrnąć tę krople, która urasta do rozmiarów oceanu ,by pozwolić sie wchłonąć codzienności.
Taka cisza na dzień dobry.
Mój czwarty palec lewej nogi zapatrzył się w refleks światła na moim policzku.
- Czemu płaczesz?-zapytał.
- Płaczę?- objęłam się ramionami-Przecież wiesz, zostaliśmy sami.ON odszedł.

piątek, 19 września 2008

Pukanie spod spodu.

Obudził mnie blady
i wrogi nieznanym
nowym dniem poranek

witaj
witaj

wrzaskiem ptaków
i blaskiem nieznośnym tyranem
dla mych uszu i oczu
każdy świt i godzina
w której myśl budzi się we mnie,
że jestem.
Przecież świata nie ma.

czwartek, 11 września 2008

odstąpienie

zbudowałam

piekło na ziemi

uwiłam je z twych słów

stoję cicho u jego wrót

odwracam głowę

sama

znów

bo odegnałam

wszystkie anioły

pokonać piekło sama muszę

ja już nie jestem Eurydyką

a ty nie jesteś Orfeuszem

niedziela, 7 września 2008

qui pro quo

Kurtyna poszła w górę
ja wspięłam się na scenę
cóż za wspaniała rola
z nikim się nie zamienię

wykrzykuję swe kwestie
mam kochać?podaje ci ramię
tańczę, śpiewam i kocham
tak dobrze, nie widać, że... kłamię?

już opustoszał teatr
blady sufler oniemiał
pojął stary,że nie gram
bo los teksty pozmieniał

kurtyna smętnie zwisa
stoję na scenie i kocham
sama w pustym teatrze
mam nowa rolę?-szlocham.

sobota, 23 sierpnia 2008

Ogród.

Drżąc cała stoi
Smukła osika
Czując twój oddech
Jak ją dotykasz

Czeka w ogrodzie
Wierzba plącząca
Aż pocałunkiem
Łzy jej postrącasz.

Tuląc się, ciebie
Drobna jemioła
Dawać i brać
Kochaj kochaj
Woła

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

wspomnienie

jeden ruch ręki
płynny, prowadzony
wspomnieniem, kiedy
umysł nie budzony

rankiem z jawą się
nie styka, kurczowo
zanurzony we śnie
swoją drugą połową

jeden ruch ręki
po morzu pościeli
jak samotny żagiel
łódeczki nadziei

potem skurcz dłoni
skurczem serca nagłym
bo wyspy nie ma-
wspomnieniem pobladłym

środa, 13 sierpnia 2008

rozstanie...

czasoprzestrzeń jest- nie nasza
choć biegnie czas periodykami
kolejny numer czytasz w fotelu
już nie razem bo jesteśmy sami

była idea wspólnych chwil
myślami o nas wykarmiona
po których szybko wspięłam się
jak po spirali i zdziwiona

że choć czas myślom dał kierunek
jeden i prostą gładką drogę
to już nie widzę i nie słyszę
już spotkać z tobą się nie mogę

fotel, gazeta i ty - czas stanął?
jesteś, lecz tego już nie czuję
jesteśmy razem, ale sami
już cię nie dotknę - i pojmuję…

środa, 6 sierpnia 2008

Tramwajowy głosiciel prawdy.

Wydarłszy szyję jarzmu
układów pajęczyny ,
wolny z wyboru kloszard
wszedł do tramwaju siny
z zimna i przekonania
o swojej wolności
by głosić i namawiać
ludzi do miłości
którzy obojętni
i wszyscy schowani
za barierą gazet,
muzyki co mami
w słuchawkach walkmana,
widokiem ,którego nie widzą
bo szyba czarna i
brud z nich szydzą
to wariat wysiadł
co za ulga ,cisza
a głos sumienia zasnął
choć wszystko usłyszał

środa, 30 lipca 2008


Była sobie mała rybka..
nie za bystra, nie za szybka...
Ot przeciętna, ot niebożę
w szaro brudnym barw kolorze.

Była wiosna? Tak, maj chyba...
jak spotkała wieloryba.
Na olbrzyma jak spojrzała
wnet się z miejsca zakochała.

Oszalała więc z miłości .
Jak gadają ludzie prości:
chudła, bladła i nie spała.
Tak się bardzo zakochała.

A wieloryb? Szczyt rozwagi,
dostojeństwa i powagi.
Pływał wolno w fal odmęcie.
JEJ nie widział w tym zamęcie.

ON ogromny, ONA mała.
Jak na NIEGO spojrzeć śmiała???
Lecz, cóż serce... głupie takie.
Jedno rybą, drugie ssakiem!!!!!!

Rybka mała, pragnąc skrycie
by ją ujrzał należycie
w całej krasie i urodzie
podpłynęła mu ku brodzie.

Ten planktonem sie obżerał,
na nic w koło nie spozierał.
Połknął plankton z mała rybką
nie za bystrą, nie za szybką.

I ot dramat jest gotowy.
Do komedii nie mam głowy.

chmurny, durny

erotyk

łagodnym ruchem
zasłaniając świat cały
ty nade mną
nieba płat pociemniały

dalekim grzmotem
co pęka w głębi krtani
czuję, że chwila
i chwycę sie grani

kropla deszczu
spływa z twego czoła
moje ciało dżdżu łaknie
jeszcze, jeszcze woła

wtem błyskiem piorun
przecina me łono
ulewa spada
na ziemie spragnioną

znużony spływasz
widzę jasne niebo
i stoję na szczycie
nie pragnąc niczego





sobota, 19 lipca 2008

Bez powrotu.

mówisz:się dokonało
i głowę odwracasz
choć to sam zrobiłeś
i już w ciemność wkraczasz

pokonałeś horyzont
zdarzeń czarnej dziury
skąd nie ma powrotu
by być po raz wtóry

bo światło nie przemknie
dzieckiem czystym i jasnym
na tabula rasa
pisz życiorys własny

środa, 16 lipca 2008

Trochę śmieszna.


Trochę śmieszna
Chwilami żałosna, stała pod Pomnikiem Zygmunta.
Ze wszystkich sił starała sie opanować.
Czuła jak drży jej górna warga.
W udanym ,ogromnym skupieniu wpatrywała sie w rzeźbę.
Nie widziała jej.
Przed oczami przewijała sie taśma spotkań,rozmów z nim.
Skuliła ramiona w obronnym geście uderzona jakimś wspomnieniem ,kładąc dłonie na piersiach niby piersiach.
Trochę śmieszne rzadkie włosy targał wiatr.Zażenowana próbowała poprawić je prawą ręką.
Szary ,mysi kolor rozjaśnił na sekundę jaskrawy karmin.
Mijały minuty,które czekaniem nabrały mocy wieczności.
Na bladą ,ziemistą cerę pomału napływał rumieniec ,posłaniec wstydu i upokorzenia.
Udało jej się ,nie pozwolić wypłynąć łzom .Spłynęły skurczem do krtani,
by zacząć dusić ją spazmem.
Wiedziała ,że musi odejść.Stała pod pomnikiem ponad godzinę.Nie była w stanie się ruszyć.
Nie była w stanie stać.
Potwornym wysiłkiem woli ,graniczącym z bólem,poruszyła sie lekko ,by pomału oddalić się .
Szła ,trochę śmiesznie, jak kukiełka na sznurkach.
Ostatkiem sił zapanowała nad odruchem obracania głowy ,za każdym krokiem ,który oddalał ja od pomnika.
Pomału niknęła w szarym mroku.Trochę śmieszna ,chwilami żałosna wkraczała
z powrotem w swoje życie.

Nie rozumiem.

Oto ja.Oto ja, a oto ona

Jak ja cicha i smutna tak ona natchniona?

lekka wiatrem porwana

pięknie tańczy w ramionach

czerwonolistnego klonu

kiedy ja stoję w oknach

zburzonego domu.

Ona smieje sie srebrem

donośnie ,otwarcie

gdy ja płaczę żelazem

kuląc dłonią rozdarcie

serca ,co jest ogłupiałe i niemo

zdziwione ,nie rozumie

jak przyszła , kiedy oraz po co

odpycha ją od siebie

tak dziko strwożone.

A miłość jak w dzień przyszła

Tak odeszła nocą.