środa, 30 lipca 2008


Była sobie mała rybka..
nie za bystra, nie za szybka...
Ot przeciętna, ot niebożę
w szaro brudnym barw kolorze.

Była wiosna? Tak, maj chyba...
jak spotkała wieloryba.
Na olbrzyma jak spojrzała
wnet się z miejsca zakochała.

Oszalała więc z miłości .
Jak gadają ludzie prości:
chudła, bladła i nie spała.
Tak się bardzo zakochała.

A wieloryb? Szczyt rozwagi,
dostojeństwa i powagi.
Pływał wolno w fal odmęcie.
JEJ nie widział w tym zamęcie.

ON ogromny, ONA mała.
Jak na NIEGO spojrzeć śmiała???
Lecz, cóż serce... głupie takie.
Jedno rybą, drugie ssakiem!!!!!!

Rybka mała, pragnąc skrycie
by ją ujrzał należycie
w całej krasie i urodzie
podpłynęła mu ku brodzie.

Ten planktonem sie obżerał,
na nic w koło nie spozierał.
Połknął plankton z mała rybką
nie za bystrą, nie za szybką.

I ot dramat jest gotowy.
Do komedii nie mam głowy.

chmurny, durny

erotyk

łagodnym ruchem
zasłaniając świat cały
ty nade mną
nieba płat pociemniały

dalekim grzmotem
co pęka w głębi krtani
czuję, że chwila
i chwycę sie grani

kropla deszczu
spływa z twego czoła
moje ciało dżdżu łaknie
jeszcze, jeszcze woła

wtem błyskiem piorun
przecina me łono
ulewa spada
na ziemie spragnioną

znużony spływasz
widzę jasne niebo
i stoję na szczycie
nie pragnąc niczego





sobota, 19 lipca 2008

Bez powrotu.

mówisz:się dokonało
i głowę odwracasz
choć to sam zrobiłeś
i już w ciemność wkraczasz

pokonałeś horyzont
zdarzeń czarnej dziury
skąd nie ma powrotu
by być po raz wtóry

bo światło nie przemknie
dzieckiem czystym i jasnym
na tabula rasa
pisz życiorys własny

środa, 16 lipca 2008

Trochę śmieszna.


Trochę śmieszna
Chwilami żałosna, stała pod Pomnikiem Zygmunta.
Ze wszystkich sił starała sie opanować.
Czuła jak drży jej górna warga.
W udanym ,ogromnym skupieniu wpatrywała sie w rzeźbę.
Nie widziała jej.
Przed oczami przewijała sie taśma spotkań,rozmów z nim.
Skuliła ramiona w obronnym geście uderzona jakimś wspomnieniem ,kładąc dłonie na piersiach niby piersiach.
Trochę śmieszne rzadkie włosy targał wiatr.Zażenowana próbowała poprawić je prawą ręką.
Szary ,mysi kolor rozjaśnił na sekundę jaskrawy karmin.
Mijały minuty,które czekaniem nabrały mocy wieczności.
Na bladą ,ziemistą cerę pomału napływał rumieniec ,posłaniec wstydu i upokorzenia.
Udało jej się ,nie pozwolić wypłynąć łzom .Spłynęły skurczem do krtani,
by zacząć dusić ją spazmem.
Wiedziała ,że musi odejść.Stała pod pomnikiem ponad godzinę.Nie była w stanie się ruszyć.
Nie była w stanie stać.
Potwornym wysiłkiem woli ,graniczącym z bólem,poruszyła sie lekko ,by pomału oddalić się .
Szła ,trochę śmiesznie, jak kukiełka na sznurkach.
Ostatkiem sił zapanowała nad odruchem obracania głowy ,za każdym krokiem ,który oddalał ja od pomnika.
Pomału niknęła w szarym mroku.Trochę śmieszna ,chwilami żałosna wkraczała
z powrotem w swoje życie.

Nie rozumiem.

Oto ja.Oto ja, a oto ona

Jak ja cicha i smutna tak ona natchniona?

lekka wiatrem porwana

pięknie tańczy w ramionach

czerwonolistnego klonu

kiedy ja stoję w oknach

zburzonego domu.

Ona smieje sie srebrem

donośnie ,otwarcie

gdy ja płaczę żelazem

kuląc dłonią rozdarcie

serca ,co jest ogłupiałe i niemo

zdziwione ,nie rozumie

jak przyszła , kiedy oraz po co

odpycha ją od siebie

tak dziko strwożone.

A miłość jak w dzień przyszła

Tak odeszła nocą.