poniedziałek, 16 listopada 2009
Niechciana miłość.
Szła ulicą.
Lekka jak piórko.
Smukła jak trzcina .
Uśmiechem raziła słońce.
Włosom zazdrościło babie lato.
Oczom pokłoniły sie gwiazdy.
Tu jestem-szeptała -przyszłam ,bo mnie szukacie.
Tańcząc na palcach mijała szarych ,zmęczonych ludzi.
Przechodzili koło niej obojętnie.
Wzywała pięknem ,dobrem,szlachetnością.
Mamiła zapachem pól,obietnicami szczęścia.
W uniesieniu ,jakie sama daje ,wzniosła się z wiatrem ku ludzkim oknom.
Pukała zrozumieniem ,ciepłem ,czułością.
Okiennice były zamkniete na głucho.
Spłynęła na ziemię rozpaczą i łzami ,gdyż i one były jej udziałem
Stanęła na rogatkach miasta.
Nie mogła się oprzeć ,by się nie odwrócić.
Wszak zawsze towarzyszyła jej nadzieja.
Ty jestem-załkała .
Zniknęła.
Niechciana miłość.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz